Całe dwa tygodnie nastawiałem się na udział w zawodach o Puchar Pułtuskiej Gazety Powiatowej. Gdy przyszła sobota 25 okazało się, że zawodów kiszka i nie dam rady w nich uczestniczyć, ze względu na chorobę dzieciaków. Z perspektywy czasu nie żałuję. Poranek jak to podczas choroby dzieci burzliwy - kłótnia z żonką i wszystko co złe to moja wina. Wziąłem to na klatę i nieśmiało powolutku spakowałem spinning do mojego niebieskiego koreańskiego subaru (TICO). Udało się przekonać żonę aby pozwoliła mi wyrwać się choć na godzinkę nad Narew – kochana kobieta.
Jest godzina 12.00 wyjeżdżam z domu - o 12.15 jestem na kamieniach - tak nazywam swoją jesienną miejscówkę. Siedzi starszy pan z biało-czerwoną bombą i stara się łowić szczupaki. Zamieniamy kilka słów – człowiek mówi że nic się nie dzieje. Temperatura powietrza wzrosła od mroźnego poranka do około 10 stopni. Rozmawiamy, składam zestaw gdzie na końcu wisi 21 gramowa główka i 16 cm guma jenzi w moim ulubionym kolorze, zresztą sam je farbuję, więc większość ma kolor jak ja to nazywam papieski. Pierwsze kilka rzutów wykonuję dla uformowania plecionki na szpulce slammera.
Zaczynam łowić i w pierwszym rzucie w miejscówkę, rynna o głębokości około 3-4 m, kilka podbić i bach branie, wyciągam 47 cm sandaczyka. Odpinam, mierzę i wypuszczam. Poprawiam gumę bo spadła z główki – rzut – pierwsze podbicie i bach branie – zacinam – pusto. Nie zniechęcam się bo często mam tak, że sandacz poprawia, podbijam drugi raz, trzeci za czwartym bach – branie, zacinam siedzi.
Zaczęło się niewinnie popracowałem kijem, hamulec slammerka popuścił i tak z 10 min. Plecionka 0.19 power pro, przypon do 10 kg więc myślę że nic złego nie ma prawa się stać. W tym miejscu dodam, że Penn Slammer to był trafny zakup. Używam go od wiosny i to używam do ostrej orki i na razie zero śladów zużycia. Dodam że w zeszłym sezonie red arc 10300 nie wytrzymał do końca.
Na początku myślę po cichu że trafiłem suma bo ryba chodziła przy dnie z 15 sekundowymi odjazdami nie do zatrzymania. Wybieram plecionkę i po 15 min widzę smoka. Nogi mi się ugięły. Wołam gościa aby pomógł. Przychodzi prosi o podbierak a ja go nie mam. Wołamy innego wędkarza który już przybiega z podbierakiem. Szczęście jest takie, że nabyłem nowy kijek typowa sandaczówka która tak wymęczyła rybkę, że ta leżała pod nogami brzuchem do góry.
Wyjmujemy rybkę, mierzymy, miara pokazuje 94 cm, waga w chwytaku pokazuje ponad 8 kg. Proszę gapiów o kilka fotek, dziękuję Panom za pomoc i zaczynam wypuszczać. Okazało się, że ta sztuka była najtrudniejsza. Moja wina za długo leżał bez wody. 15 min zabawy a ratowanie życia trwało z pół godziny - ale udało się ryba odpływa. Moja zasada 3z dotrzymana (złów, zmierz, zwróć wolność). Mina gapiów bezcenna - słyszę komentarze "ale baran taką rybę wypuszcza". Trudno mogę być baranem ale dla takich chwil warto łowić. Kończę wędkować bo ręce mam zielone od zimnej wody.
Jest godzina 12.00 wyjeżdżam z domu - o 12.15 jestem na kamieniach - tak nazywam swoją jesienną miejscówkę. Siedzi starszy pan z biało-czerwoną bombą i stara się łowić szczupaki. Zamieniamy kilka słów – człowiek mówi że nic się nie dzieje. Temperatura powietrza wzrosła od mroźnego poranka do około 10 stopni. Rozmawiamy, składam zestaw gdzie na końcu wisi 21 gramowa główka i 16 cm guma jenzi w moim ulubionym kolorze, zresztą sam je farbuję, więc większość ma kolor jak ja to nazywam papieski. Pierwsze kilka rzutów wykonuję dla uformowania plecionki na szpulce slammera.
Zaczynam łowić i w pierwszym rzucie w miejscówkę, rynna o głębokości około 3-4 m, kilka podbić i bach branie, wyciągam 47 cm sandaczyka. Odpinam, mierzę i wypuszczam. Poprawiam gumę bo spadła z główki – rzut – pierwsze podbicie i bach branie – zacinam – pusto. Nie zniechęcam się bo często mam tak, że sandacz poprawia, podbijam drugi raz, trzeci za czwartym bach – branie, zacinam siedzi.
Zaczęło się niewinnie popracowałem kijem, hamulec slammerka popuścił i tak z 10 min. Plecionka 0.19 power pro, przypon do 10 kg więc myślę że nic złego nie ma prawa się stać. W tym miejscu dodam, że Penn Slammer to był trafny zakup. Używam go od wiosny i to używam do ostrej orki i na razie zero śladów zużycia. Dodam że w zeszłym sezonie red arc 10300 nie wytrzymał do końca.
Na początku myślę po cichu że trafiłem suma bo ryba chodziła przy dnie z 15 sekundowymi odjazdami nie do zatrzymania. Wybieram plecionkę i po 15 min widzę smoka. Nogi mi się ugięły. Wołam gościa aby pomógł. Przychodzi prosi o podbierak a ja go nie mam. Wołamy innego wędkarza który już przybiega z podbierakiem. Szczęście jest takie, że nabyłem nowy kijek typowa sandaczówka która tak wymęczyła rybkę, że ta leżała pod nogami brzuchem do góry.
Wyjmujemy rybkę, mierzymy, miara pokazuje 94 cm, waga w chwytaku pokazuje ponad 8 kg. Proszę gapiów o kilka fotek, dziękuję Panom za pomoc i zaczynam wypuszczać. Okazało się, że ta sztuka była najtrudniejsza. Moja wina za długo leżał bez wody. 15 min zabawy a ratowanie życia trwało z pół godziny - ale udało się ryba odpływa. Moja zasada 3z dotrzymana (złów, zmierz, zwróć wolność). Mina gapiów bezcenna - słyszę komentarze "ale baran taką rybę wypuszcza". Trudno mogę być baranem ale dla takich chwil warto łowić. Kończę wędkować bo ręce mam zielone od zimnej wody.
Przeżycie bezcenne.
Marcin
Marcin
Komentarze
Prześlij komentarz