Nocne sandacze na woblery powierzchniowe w listopadzie i grudniu

Po pracy szybki posiłek i na ryby. Artur już się niecierpliwi, w czasie jazdy samochodem, słyszę że nie jest zbyt optymistycznie nastawiony do dzisiejszego wędkowania. Ja wręcz odwrotnie, jestem pewien, że tym razem złowimy sandacze - bo te ryby o tej porze roku są naszym celem. Jest wyjątkowo ciepły, jak na listopad wieczór, nie pada, nie wieje, przepiękna pogoda na wędkarską wyprawę. Szybko pakujemy się na przystani i sporo przed 18 wypływamy na pierwszą miejscówkę.

Wykonujemy po kilka rzutów woblerami i postanawiamy zmienić miejsce, Artur dość intensywnie obławiał w ostatnich dniach to łowisko i nie miał brań, dziś nie ma ochoty tu za długo łowić. Krótka narada gdzie dziś łowimy i ruszamy w górę rzeki. Odpuszczamy pierwszą "miejscówkę" - połowimy na niej w drodze powrotnej. Na szczęście w "naszym" miejscu nikogo nie ma, Artur dokładnie ustawia łódź - ma swoje punkty nawigacyjne na brzegu... nie wiem jak On to robi, ale zawsze dokładnie ustawia łódkę w tym samym miejscu, mimo że jest ciemno i nie za wiele widać.

Łowimy... pierwsze rzuty i emocje powoli opadają, brak brań. Zauważyłem ostatnio, że coraz szybciej się zniechęcamy. Zmieniam przynęty, po jasnym 12 cm woblerze - schodzącym do 1,5m, na agrafkę trafia 5 calowe kopyto Relaxa, potem guma z plastykowym sterem. Zakładam z powrotem ten sam model 12 cm woblera - wybieram kolor imitujący okonia. Skoro nie jedzą, to może będą odganiały konkurenta pokarmowego...

Łowię sandacze na woblery już kilkanaście lat i wiele razy zastanawiałem się nad wpływem koloru woblera na brania... sandacz nie odróżnia kolorów, kolory widzi jako odcienie szarości - to w końcu kolor przynęty ma znaczenie - zwłaszcza w mętnej wodzie i jeszcze na dodatek w nocy? Przez chwilę śmiejemy się z Arturem, że właśnie sandacz nie widzi... i dlatego nie mamy brań.

Mimo wielu lat eksperymentowania z woblerami i ich kolorami, złowienia na nie sporej ilości pięknych sandaczy, nie umiem dać jednoznacznej odpowiedzi... ale wiem jedno... warto nad wodą eksperymentować, zmieniać przynęty i ich kolory. Ja upraszczam sobie maksymalnie sprawę - stosuję zasadę: jasny - ciemny, jeśli zaczynam łowienie jasnym woblerem, to następnym, który założę będzie ciemny i tak na zmianę. Wybieram kolory imitujące ukleję (jasne) i głównie okonia (ciemne). O tej porze roku preferuję duże: 12-16 cm, pływające woblery wyposażone w "grzechotkę", schodzące maksymalnie do 1,5 - 1,8m, ale dające się prowadzić zdecydowanie płycej. Woblery to typowe "uklejki", teraz późną jesienią większe, najczęściej 12-13cm, do września częściej łowię woblerami o wielkości 9-10cm.

Bardzo często na jesieni jedno "miejscówkę" obławiamy długo i cierpliwie, i wiele razy zdarzało się, że dopiero zmiana koloru woblera przynosiła upragnione branie, warto jednak, gdy nie ma brań, założyć wobler o innej pracy, stawiający większy opór w wodzie lub odwrotnie - delikatniej pracujący, ledwo wyczuwalny na szczytówce wędki. Teraz też - nie zmieniam woblera tylko jego kolor. 12cm "okonek" trafia do wody...

Woblera trzeba dobrać do swojego łowiska, szybkości nurtu, itp. Ja łowię tylko na woblery "fabryczne", nie łowię na "rękodzieło", przy woblerach fabrycznych mam pewność, że jak urwę jednego, to mogę identycznego kupić. Przez lata wyselekcjonowałem woblery, na które ja i moi koledzy osiągają bardzo dobre wyniki na Narwi, sprawdzają się one również na Wiśle. Obecnie łowimy na 4-5 modeli woblerów, teraz późną jesienią - bardzo często mam ze sobą tylko dwa modele woblerów, różniących się głównie maksymalną głębokością, na które można je sprowadzić.

Ja nie lubię jak wobler stawia w wodzie za duży opór i mocno wygina szczytówkę wędki. Praca - dobrego woblera sandaczowego, przypomina "X" - jak się spojrzy na niego z góry, amplituda wychyleń od osi nie może być zbyt duża, drgania w osi poziomej powinny być szybkie i drobne. Szczytówka wędki w czasie prowadzenia woblera drga szybko i drobno. Dobrze mieć przynajmniej 2 modele woblerów - stawiające różny opór w wodzie.

Rzut na jakieś 25m, wypuszczam woblera jeszcze 30-40m... Sandacze od kilku lat łowię na BeastMastery. Moim ulubionym na łódkę jest kij z serii BX o długości 240cm i ciężarze wyrzutowym do 30gram. Dziś mam przy nim niezawodny kołowrotek Penn Slammer 260.

Późną jesienią nie silę się na finezję, nie ma takiej potrzeby, duży sandacz bez wahania wejdzie w najbliższą "uwadę" i wcale nie jest takim łatwym, słabym przeciwnikiem. Od wielu już lat do takiego łowienia moją ulubioną, niezawodną plecionką jest cztero splotowa PowerPro 20lb. Miękki, paraboliczny kij - amortyzuje wszystkie błędy podczas siłowego holu sandacza. A co do bajek, że miękkim kijem nie da się zaciąć sandacza... tym BeastMasterem zacinałem sandacze nawet z odległości ponad 100m.

Zaczynam nieśpieszne, nieregularne prowadzenie woblera pod prąd - dwa, trzy obroty korbką kołowrotka, przerwa, znowu dwa, trzy obroty, przerwa, pół obrotu korbką, króciutka przerwa, znowu dwa, trzy obroty i tak na zmianę. Zmieniam tempo obrotów korbką kołowrotka, przerwy między zwijaniem plecionki też zmieniam, raz jest to sekunda, innym razem 2-3 albo tylko ułamek sekundy. Staram się tak prowadzić woblera aby imitował raną, chorą, walczącą z nurtem małą rybkę. Wobler pracuje nie głębiej niż 1,2m. Mam zasadę, którą stosuję od lat, podczas łowienia woblerami: im bliżej końca roku i zimniej, tym wolniej prowadzę przynęty. W takim łowieniu przydaje się kołowrotek zwijający za jednym obrotem korbki mało linki. Slammer, którym łowię, za jednym obrotem korbki, nawija ok. 60cm plecionki.
Gdy zwinąłem już mniej więcej połowę linki, mam wrażenie, że coś dotyka woblera, po ułamku sekundy jest charakterystyczne, ale delikatne sandaczowe pstryk. Zacinam i od razu wiem, że na końcu jest sandacz, charakterystyczne targnięcia łbem, tak walczy tylko sandacz. Czuję, że ryba nie jest mała. Hol na zakręconym hamulcu, całą amortyzację przejmuje kij, tak lubię... czuję na przedramieniu każde targnięcie sandacza. Nigdy nie mogę się nadziwić, gdzie kończy się moc, tych z pozoru delikatnych spinningów. Szybki, siłowy hol, sandacz jest bardzo silny, łatwo się nie poddaje.

Sandacz jest już przy łódce, Artur robi pierwsze podejście do podebrania dłońmi ryby - ta jeszcze robi jeden głęboki szus w odmęty rzeki - a BeastMaster gnie się w nieskończoność... ryba jest już w łódce. Sandacze są szorstkie, kolczaste, bardzo łatwo się o nie pokaleczyć, a ten wydaje się, że jest wyjątkowo ostry... tylko go dotknąłem, aby wyjąć mu kotwicę, a od razu poczułem, że mam pokaleczone dłonie. Ryba jest zapięta na przednią kotwicę. Szybki pomiar: 78cm - a wydawał się większy... oglądam kotwicę: Owner (46) nr 2 - rozgięty jeden grot... Ryba jest gruba, bardzo gruba.


Nic dziwnego, że nie chcą brać, jak są tak spasione, zresztą mają dużo pokarmu i małą konkurencję innych drapieżników. Niestety ryb drapieżnych w Narwi jest bardzo mało, za to mają do jedzenia mnóstwo drobnej białej ryby - wszystko to co przeciśnie się przez oczka siatek sporej liczby rybaków na Narwi... Od dłuższego czasu obserwujemy, że złowione ryby są bardzo obżarte. Takie były już na początku maja bolenie i od pierwszych dni czerwca sandacze. Łowione ryby są w wyśmienitej kondycji, grube, ciężkie i waleczne. To było niestety jedyne branie tego dnia.

Na powierzchniowe woblery łowimy sandacze do końca roku. Przynęta i sposób jej prowadzenia to jeden z elementów skutecznego łowienia sandaczy w zimnych miesiącach roku, ale na nic się nie przyda, jeśli nie odnajdziemy sandaczy w rzece. Mimo, że sandacze w listopadzie i w grudniu zaczynają coraz dłużej, i intensywniej żerować, to już bardzo rzadko można obserwować ich powierzchniowe polowania, biała ryba też się przemieszcza w rzece. W uprzywilejowanej sytuacji są ci co mogą często i długo przebywać na rybach, rośnie ich szansa, że odnajdą sandaczowe jesienne żerowiska. Czym kierujemy się - przy wyborze sandaczowych "miejscówek" - może opiszę innym razem... (KM)

Komentarze

  1. Dobry artykuł Krzysiu, przyjemnie się czytało! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze dodam, że faktycznie działa bez logowania, Oko złego linka wstawił na FB - tylko ten blogger coś się nie spisuje...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz