Podlodowy przyłów

Około godziny 7 rano docieramy na zbiornik po żwirowy w miejscowości Gnojno. Naszym celem są podlodowe okonie. Już w samochodzie wspólnie uzgadniamy, że dziś łapiemy na głębokiej wodzie szukając dużych okoni. Na pierwszy plan idzie spora podwodna górka, na której szczycie jest ok. 2,5m wody przy normalnym stanie i w jedną stronę jest ostry stok, który schodzi do 8 metrów.

Zaczynamy od szczytu, wiercę 3 otwory oddalone od siebie ok. 4m. Wpuszczam złotą blaszkę z pomarańczowym akcentem do pierwszej dziury, trzy szybkie ruchy, zatrzymuję blaszkę tuż nad dnem lekko w nie pukam i lekko unoszę, trzymam nieruchomo i puk od razu branie, ale po chwili ładny okoń się spina. Za chwilę melduje się drugi, ale ten jest mały. Trzeciego nie ma, zmieniam otwór jest pusty, później trzeci i dowiercam jeszcze kilka, ale brań nie mam.

Po ok. 30 min bez dotknięcia postanawiamy zająć się stokiem. Wiercę dwie dziury w odległości od siebie ok. 5m. Pierwsza jest pusta, ale w drugiej mam lekkie podbicie blaszki do góry, ale niestety pudło.

Kilka szybkich krótkich ruchów, kładę blaszkę na dnie na ok. 3 sekundy, po czym unoszę tuż nad dno trzymam tak kilka sekund, znów unoszę jakieś 15cm nad dno i znów podbicie tym razem rybka się zapina jest to mały sandaczyk. Szybko wraca do domku zaraz za nim wędruje blaszka.

Jedno poderwanie blaszki, drugie, trzecie i nagle czuję tępy opór. Melduję Waldkowi, że chyba mały poskarżył się tacie. Ryba wisi przy dnie i powoli pulsuje wędeczką nie robiąc żadnych nerwowych ruchów. Cały czas dołuje w miejscu nie robiąc żadnych odjazdów. Sposób walki wskazuje na ładnego sandacza. Ryba nie ma ochoty uciekać wiec próbuję ją pompować do góry. Ciężar jest duży wędeczka wygina się do kołowrotka.

Pompuję ją bardzo powoli. Gdy uniosłem rybę w pół wody nagłe ożywa i robi ok. 10 metrowy odjazd. Kolega patrzy ze zdumieniem jak ryba bez problemu bardzo szybko wybiera kolejne metry żyłki. Po chwilo odzyskuję kilka metrów, ale zaraz tracę jeszcze więcej. I tak ta nierówna walka wygląda przez jakieś kolejne 10 minut.

Ryba pojawia się pod lodem, co powoduje widoczny ruch wody w dziurze. Gdy próbuję rozgarnąć lód w dziurze ryba się płoszy i znów jest ostry odjazd. Takich prób mam jeszcze kilka po każdej z nich ryba robi długi odjazd a ja tylko przymykam oko i czekam, kiedy zmęczona już żyłeczka pęknie.

Nagle Waldek mówi zobacz. Patrzę a jego wędka wygięta do granic możliwości stoi nieruchomo. Mówi chyba uwad ja na to pompuj, ale nie daje rady ruszyć tego z miejsca. Ale cóż to po chwili zaliczamy obydwaj odjazdy. Mówię no ładnie też masz „dziadka”. Teraz walczymy obydwaj. Ja swojego winduje a Waldkowi ciągle wybiera żyłkę.

W końcu ja mam swojego w dziurze a Waldka przymurował, rozgarniam lód i zdziwko to nie sandacz, ale ładny szczupak i drugie zdziwko z pyska wystaje mu blaszka Waldka – szok. Podczas jednego z odjazdów musiał najechać otwartym pyskiem na blachę Waldka. O rany mamy jedną rybę na dwóch wędkach w dwóch dziurach oddalonych od siebie jakieś 7m.

Szczupak chyba ma już dość stoi spokojnie pod lodem, ale nie ma szans żeby wędką wprowadzić go w otwór, podwijam rękaw i wkładam rękę do wody, szczupakowi nie bardzo się to podoba i daje susa, żyłka już nie wytrzymuje i pęka.

Na chwilę zastygam, ale budzi mnie Waldek: u mnie siedzi dalej i wręcza mi wędkę mówiąc to Twoja ryba walcz dalej.

Wędki mamy takie same, ale kołowrotki zupełnie inne w tej jest mały multiplikator z hamulcem zespolonym z korbką, jak ryba wybiera żyłkę to korbka się kręci nie bardzo mogę się połapać czuję, że ryba to zaraz wykorzysta. Przy pierwszej próbie podebrania ryby szczupak wyrywa mi wędkę z ręki i w ostatniej chwili łapię ją za końcówkę w otworze.

Chyba od uderzenia o lód zacina się kołowrotek i przestaje zwijać, ale na szczęście hamulec działa. Waldek łapie za żyłkę i kontroluje walkę ryby rękami a ja próbuję uruchomić kołowrotek kręcąc do tyłu i do przodu na przemian w końcu coś przeskakuję i ze zgrzytem, ale zwija żyłkę. Podciągam rybkę pod lód, tym razem też nie trafia pyskiem w otwór i widzę tylko część głowy.

Wkładam rękę do wody i po omacku próbuję włożyć rękę pod pokrywę skrzelową niestety trafiam prosto w pysk. Szczupak zaciska szczęki ja zaciskam dłoń i szamoczącą się rybę wyciągam na lód.




I znów zdziwko myśleliśmy, że może taki 2-3 kilo a tu ukazuje się pięknie ubarwiona 90-ka. Śliczny ciemno-zielony ze złotym brzuszkiem i żółtymi cętkami i wyjątkowo dużą mordą. Kładę rybę na śnieg. Waldek pomaga mi roztworzyć pysk ryby żeby wydostać rękę. Roztwieramy mordkę, wyciągam palce w głębi widzę moją blaszkę. Mierzymy rybę ma 89cm. Wagę oceniamy na jakieś 5kg.

Jest ładny, krępy i ma pełen brzuszek. Robimy kilka fotek i wypuszczam rybę, która szybko odpływa na pożegnanie machając ogonem. Śnieg dookoła wyglądał jak pobojowisko, mimo iż miałem rękawiczkę szczupak głęboko wbił się w jeden palec, więc śnieg trochę zmienił kolor.



To był jeden z najbardziej emocjonujących holi w moim życiu ze względu na sprzęt, który był w ogóle nie adekwatny do rozmiarów i uzębienia ryby. Krótka delikatna wędka, mały kołowrotek, 1,5cm blaszka i żyłeczka 0,11.

To była niezwykła przygoda nie tylko z uwagi na dysproporcje ryby i sprzętu, ale również biorąc pod uwagę dwie blaszki na dwóch wędkach, które trzymało dwóch wędkarzy, nad dwoma dziurami oddalonymi od siebie jakieś 7 m i holujących od pewnego momentu tą samą rybę :). Ale jak to mówią w kupie siła :).

Podziękowania dla Waldka sam bym nie dał rady.
Kuba

Komentarze