Początek sezonu

Strasznie późno zacząłem sezon w tym roku. Ale cóż pogoda nas nie rozpieszczała do tej pory. Zresztą dziś znowu leje. Ale wczoraj. Marzenie. Miałem jechać na zawody o ,,Puchar czystej Wkry", ale trochę się przeziębiłem i postanowiłem sobie to darować. Poza tym przypominam sobie co myślę zawsze wracając z zawodów na Wkrze. Nie. Pewnie jeszcze tam też się pojawię.

W końcu z wiekiem skleroza postępuje. Jak rano zobaczyłem jaka jest pogoda to już wiedziałem gdzie spędzę resztę dnia. Wybór mocno ograniczony. Kanał nie wchodzi w grę, bo ktoś znowu postanowił zamknąć śluzy. Ciekawe to jest zjawisko, że jak Narew choćby o 1 cm przekroczy magiczną granicę 270 cm to śluzy są natychmiast zamykane. A jak opadnie poniżej to nie wiadomo na co tygodniami odwleka się otwarcie.

Z konieczności Narew. I to od razu główne koryto. Żeby nie było całkiem ekstremalnie wybrałem płytszy odcinek poniżej mostu drogowego od strony miasta. Na miejscu byłem ok. 10.00. Tak, tak. Lubię pospać :)). Ku mojemu zdziwieniu prawie pusto nad wodą. Dwa samochody. Odjechałem jakieś 20 m od wędek. Zatrzymałem się i zacząłem patrzeć gdzie ustawić stołek. Ku mojemu zdziwieniu jeden z wędkarzy przybiegł z feederem i postawił mi go dosłownie przed nosem. Jakie to polskie pomyślałem.

Podziękowałem grzecznie i przestawiłem samochód o 20m. Wędkarz był widocznie tak zszokowany, że już z drugim feederem nie zdążył. Rozstawiałem graty i obserwowałem co się dzieje. Cisza totalna. Zanęta w kotle. No właśnie. Nowy sezon postanowiłem rozpocząć na nowej zanęcie. Sprawdzę ile to jest prawdy w tym co piszą o niej w necie. Co prawda od kilku już lat słyszałem o zanęcie venire, ale jakoś nie było okazji sprawdzić.

Na pierwszy sprawdzian poszła moja ulubiona czyli ,,rzeka". Naturalny zapach postanowiłem trochę złamać migdałem. Do tego pół paczki epiceiny. Niewiele, jakieś 1300g suchej zanęty, do tego glina, glina i po wymieszaniu i sprawdzeniu konsystencji jeszcze glina. Celowo nie użyłem kleju. W końcu to zanęta typu ,,rzeka". Sprawdzimy jak klei naturalnie. Trochę jockersa. Miał być na zawody to dlaczego ma się zmarnować. Trochę pinki i do wody.

Na zestawie 8g bombka. To moje pierwsze wędkowanie w tym roku i jakoś trudno dobrać mi gramaturę spławika. Przez 15 minut nic się nie dzieje. Kombinacje ze śrucinami i z gruntem niewiele dają. W końcu trafiłem. Są wyssane robaki, dokładniejsze pływanie i są pierwsze rybki. Niewielkie płoteczki i krąpiki, nie o to chodziło, ale dobre i to.

Przez godzinę niewiele się zmienia. Rybki pojawiają się i odchodzą, albo stoją i nie biorą. Teraz przeszkadza mi zestaw. Za ciężki. Zmieniłem na listka 6,5g. Pierwsze wstawienie, branie i odjazd. To chyba jest to po co przyjechałem. Po chwili płoć ok.500g ląduje w podbieraku, trzy następne przepłynięcia owocują następnymi rybami. Płoć i dwa krąpie. Wszystko powyżej 300g. Teraz już wiem co do tej pory źle robiłem. Donęcanie nie płoszy ryb. Wręcz przeciwnie. I nie ma różnicy czy rzucam z ręki, czy donęcam kubkiem. Ryby stoją i gryzą. Pogoda taka, że trudno wymarzyć lepszą. W sumie z przerwami łowiłem 5 godzin. Czystego wędkowania było może 3,5 godziny.


Ponad 5 kilo płoci i krąpi to może jeszcze nie powala na kolana, ale to niezły wynik. Ważne, że przewietrzyłem sprzęt. Teraz będzie trzeba przetrenować kanał. Niedługo mistrzostwa koła. Może do tej pory zlituje się ktoś nad rybami i wędkarzami i otworzy śluzy. Łowienie na kanale przy stojącej wodzie to żadna przyjemność. Od tego są jeziora i różne stawy. Co do zanęty. Na treningu się sprawdziła i mam ochotę przetestować ją na jakiś mniej ważnych zawodach. Myślę, że będzie dobrze. A na następnym wędkowaniu przetestuję płociową i leszczową. Ciekawe czy są tak selektywne jak opisują to w necie. Zobaczymy.

Darek

Komentarze