Marcin Majewski z Pułtuska - Mistrzem Polski w wędkarstwie podlodowym

Po tygodniu niepewności czy druga część zawodów odbędzie się, dostałem telefon od Tomka Kuprena. Zawody odbędą się na jeziorze Klebarskim k. Olsztyna w dn. 8-10 marca. Jezioro to trochę poznałem na zawodach zorganizowanych przez Tomka – Klub Łowisko Net. Dostałem wtedy niezłe lanie, więc zadowolenie z kolejnych zawodów mieszało się z dużą niepewnością.

Na Mistrzostwa Polski wyjechałem w środę z samego rana. Odległość niezbyt wielka (ok. 140 km.), więc na miejscu byłem ok. 7.00 rano. Szybkie wypakowanie samochodu, kanapka, łyk kawy z termosu i spacerek na lód. Po drodze spotkałem Tomka Nysztala. Dowiedziałem się, że sektory są wyznaczone na środku jeziora i nie wolno trenować jedynie pomiędzy nimi a ryba jest wszędzie z tym, że niezbyt duża.

Po wywierceniu kilku przerębli okazało się, że faktycznie ryba jest wszędzie. Na każdej głębokości i w każdej części jeziora. Problem polegał na tym, że zdecydowanie dominował mały i bardzo mały krąpik. Trafiały się płotki, lecz stosunkowo rzadko. O tej porze roku liczyłem na lepsze brania większych płotek. Sporo też zależało od tego gdzie się łowiło. Wystarczyło przesunąć się o kilka – kilkanaście metrów i była inna ryba, tzn. mniejsze lub większe krąpie, mniej lub więcej płotek. Także intensywność brań była inna.

Wieczorem dojechali koledzy z mojej drużyny. Trochę posiedzieliśmy, porozmawialiśmy, wymieniliśmy poglądy i ustaliliśmy strategię treningu. Oficjalny trening trwał tylko 3 godz., więc trzeba poznać jak największą powierzchnie łowiska oraz sprawdzić, czy potwierdzą się moje spostrzeżenia z poprzedniego dnia.

Na trening ruszyliśmy już w 5–ciu. Staraliśmy się obejść jak największy obszar sprawdzając optymalny sposób nęcenia i głębokości. To, że ryba będzie brała nie ulegało wątpliwości. Biorąc pod uwagę fakt, że każdy na MP doskonale potrafi łowić, nie zapowiadało się lekko.

Na pewno trzeba być „szybkim w rękach”, wybrać odpowiednią głębokość łowiska i starać się dobrać do troszkę grubszej ryby. Na głębszej wodzie było więcej ryb, łatwiej było je utrzymać, lecz dłużej opadała mormyszka. Jak znaleźć złoty środek? Tym bardziej, że po treningu stwierdziłem, że nie mam na takie łowienie odpowiednich mormyszek, a mam ich kilkadziesiąt. Zawiązałem więc największe jakie miałem i na wszelki wypadek kilka mniejszych.

Na odprawie dowiedzieliśmy się, że z uwagi na prognozę pogody, w piątek będziemy łowić 2 tury po 2 godz., a w sobotę odbędzie się jedna 3-godzinna tura.

Ranek przywitał nas ładną pogodą. Było bezwietrznie i ciepło, nie było wody na lodzie. Komfortowe warunki łowienia. Po rozpoczęciu łowienia wywierciłem 2 przeręble. Początek nie był zbyt ciekawy. Miałem trochę biegania, nęcenia i ustawiania ryby. Oczywiście dominował krąp, ten niezbyt duży. Po pewnym czasie dopiero dobrałem się do dłoniaków i płotek.

Jednak nie byłem zadowolony z mojego łowienia. Żyłka kleiła mi się do rąk, kombinezonu, czepiała się o rzepy na kombinezonie. Po godzinie miałem 4 wędki wyeliminowane z łowienia. Widziałem, że każdy w moim sektorze łowi. Nie wiedziałem jednak jakie ryby. Nadzieję na dobre miejsce dawał systematycznie zapełniający się worek na ryby. W ostatnie 5 min złowiłem 8 ryb. Waga pokazała mi 3254g, co dało mi 2 miejsce w sektorze. Było dobrze. Teraz ważne było aby w drugiej turze nie wypaść poza 5 miejsce. Nieźle połowili również chłopaki z mojej drużyny. Mirek Świątkowski zajął 7 miejsce, Zbyszek Jaworski 2 miejsce w sektorze, Mirek Bartykowski 4 miejsce, a Jan Szulc 17. Dwie godzinki przerwy dało czas na posiłek, przewiązanie wędek i uszykowanie świeżej zanęty.

Druga tura to dla mnie powtórka z rozrywki. Jednak trudniej było mi się dobrać do większych ryb. Dodatkowo kilka ładnych spadło mi podczas holu, jedna ładna płotka już w przeręblu. Nie zdążyłem jej sięgnąć. Tym razem po wyeliminowaniu 3 wędek zmieniłem technikę holowania. Pomogło. Chociaż i tak ostatnie minuty łowiłem z 3 supłami na żyłce. Waga pokazała 2860g, dało mi to 4 miejsce. Zaledwie o 5g wygrałem z Tomkiem Kuprenem i o 5 gram przegrałem 3 miejsce w sektorze. W tej turze drużyna wypadła troszkę gorzej. Mirek Św. zajął 7 miejsce, Zbyszek 11 miejsce, Mirek B. 14 miejsce, Jan 13 miejsce. O wszystkim miała zadecydować ostatnia trzecia tura.

W sobotę rano okazało się, że niestety prognoza pogody sprawdziła się. Padała mżawka i powiewał lekki wiaterek. Po dojściu na sektor miałem wątpliwości, czy dobrze wybrałem miejsce. Bałem się o odpowiednią głębokość. W czasie na przygotowanie zastanawiałem się czy nie zmienić miejsca. Doszedłem jednak do wniosku, że pierwsza myśl jest najlepsza, poza tym nie było koło mnie zbyt wielu zawodników.Jeśli głębokość będzie dobra to nie powinno być źle. Tak jak w poprzednich turach chwilę zeszło mi się z ustawieniem ryby. Starałem się nie łowić tzw. żyletek. Jeśli wchodziły lub brania słabły zmieniałem przerębel. W pewnym momencie zacząłem mieć problem z zacinaniem i holowaniem ryb.

Mormyszka, na którą łowiłem w poprzedniej turze poszła w odstawkę. Zmiana sprzętu pomogła. Nie ustrzegłem się jednak splątania wędki, a ostatnie 5 min. łowiłem z potężnym supłem. Dla mnie dużym utrudnieniem była gwałtownie pojawiająca się na lodzie woda. Mżawka przeszła w deszcz i jeśli na początku tury odrzucona wędka ładnie sunęła po lodzie, to pod koniec zwyczajnie robiła „plum” i zostawała w miejscu. Na lodzie miałem nagle ok. 2-3 cm wody. O tym, ile było wody, przekonałem się jak wstałem po zakończeniu łowienia. Nagle zrobiło się mokro i zimno w butach. Po dojściu do samochodu z każdego buta wylałem ok. szklanki wody. Jednak pociechą był wypełniony worek z rybami. Na pierwszy rzut oka wyglądało, że jest ok. 4kg., jednak sam do końca w to nie wierzyłem. Mówiłem, że mam 3-4 kg. a waga pokaże prawdę.

Pokazała. Miałem 4385g. Nieźle. Z tym, że jeszcze nie był ważony połów Tomka Nysztala, którego miałem w sektorze. No cóż. Zdeklasował mnie. Złowił 5265g. Byłem drugi w sektorze. Wiedziałem, że daje mi to bardzo dobre miejsce, ale gdy podszedł Tomek Kupren z gratulacjami wygrania całego cyklu nie wierzyłem. Coraz więcej osób, od razu na gorąco, gratulowała mi. Ja jednak wolałem poczekać na oficjalne ogłoszenie wyników. Przy tylu świetnych zawodnikach nawet mi się nie śniło wygranie.






Ta tura okazała się najgorsza dla mojej drużyny. Mirek Św. złowił 4285g i uplasował się na 6 miejscu w sektorze, Zbyszkowi 1565g dało 18 miejsce, Mirkowi B. 3155g – 15 miejsce a Janowi 3010g również dało 15 miejsce. W całym cyklu drużynowo zajęliśmy 12 miejsce.

Indywidualnie wypadliśmy następująco:

Marcin Majewski – 1 miejsce,

Mirosław Świontkowski – 33 miejsce,

Zbigniew Jaworski – 67 miejsce,

Mirosław Bartykowski – 72 miejsce,

Jan Szulc – 83 miejsce.

W tym roku cały cykl Grand-Prix, zarówno na jez. Wilczkowo jak i na jez. Klebark Wielki, polegał na szybkościowym łowieniu i utrzymaniu równego tempa łowienia. Dobre miejsce dawało tempo ryba / min. Kto wyrabiał się szybciej zajął wysokie miejsce. Biorąc po uwagę spore głębokości, średnio ok. 5m, nie było to łatwe. Przynajmniej dla mnie. Bardzo ważne również było wyselekcjonowanie ryb większych niż poławiali inni zawodnicy. O wszystkim decydowały gramy i pojedyncze ryby.




Drugie miejsce, przegrywając tylko wagą ryb zaledwie o 424g, zajął Kacper Górecki z Klubu Łowisko Net, a III miejsce zajął Tadeusz Wiziecki z WKS „Cupido” Iława”.

Wyniki końcowe GRAND PRIX POLSKI w 2012 roku: indywidualne i drużynowe.

Relacja z I części Mistrzostw Polski w wędkarstwie Podlodowym w artykule: Podlodowe Grand-Prix Polski – Szczecinek.

Pragnę gorąco podziękować organizatorom za super organizację, a wszystkim koleżankom i kolegom „po kiwoku” za sportową rywalizację.

Marcin Majewski

Komentarze