Spławikowe mistrzostwa seniorów 2011

W niedzielę 22 maja 2011 roku odbyły się spławikowe mistrzostwa seniorów Koła nr 1 z Pułtuska. Zawody miały się pierwotnie odbyć na Narwi na przeciw siedziby Koła, ale przez trwający remont wałów przeciwpowodziowych i niemożność dojazdu, zawody zostały przeniesione kilometr niżej. Na zbiórce o godz. 7.00 stawiło się 4 wędkarzy, którzy mieli rywalizować o tytuł mistrza Koła na 2011 rok oraz o przepustkę na zawody okręgowe. Rozegrane zostały dwie tury.

Pogoda dopisała, było upalnie, słonecznie. W pierwszej turze łowiono głównie drobne i małe ryby, jednemu wędkarzowi niestety nie udało się nic złowić i zrezygnował ze startu w drugiej turze. Zawodnicy w przerwie otrzymali gorący posiłek i chwilę na krótki odpoczynek. Darek przed drugą turą dokonał drobnych korekt w zanęcie i to okazało się strzałem w przysłowiową "10". W drugiej turze zaczął łowić leszcze i grube płocie. Pozostali zawodnicy ratowali się ukleją. Tytuł Mistrza Koła Nr 1 w Pułtusku na 2011 rok wywalczył Darek Kowalski.

Wyniki końcowe mistrzostw Koła:

1. Kowalski Dariusz -2 pkt
2. Majewski Marcin - 4 pkt
3. Ignaczak Piotr - 6 pkt

Waga złowionych ryb i szczegółowe wyniki w poszczególnych turach:

NazwiskoI turaII tura
Kowalski Dariusz28556450
Majewski Marcin23002515
Ignaczak Piotr9401855
Kościuk Piotr0-


Relacja zwycięzcy Darka Kowalskiego:

"Radosna twórczość kapitanatu sportowego koła doprowadziła do tego co było nieuniknione przy takim podejściu do sprawy. W zawodach wystartowało tylko czterech zawodników. Zarządowi Koła chyba nie zależy na rozwoju wędkarstwa sportowego, a już na pewno nie na spławikowej odmianie tego wędkarstwa. Szkoda. Kiedyś nasze Koło wiodło prym w zawodach okręgowych i wygrywało większość klasyfikacji. Teraz przy takiej ilości startujących zawodników można o tym tylko pomarzyć. Ale miałem nie uprawiać polityki i ograniczę się tylko do tych stwierdzeń, które widać gołym okiem.

Lepiej napiszę coś o samych zawodach. Jak zwykle podchodzę do tego dość solidnie. Nie potrafię odpuścić. Może moje uwagi pomogą zawodnikom zamiejscowym w przygotowaniu się do tego trudnego w sumie łowiska. Jak znam życie to i tak druga tura zawodów odbędzie się w Nowym Mieście, bo w kapitanacie sportowym okręgu zasiadają wędkarze, którzy nie do końca radzą sobie na bieżącej wodzie i znajdą jakiś pretekst żeby obie tury rozegrać na wodzie stojącej.

Przyzwyczaiłem się już do tego. Narew nie wybacza błędów i słabego przygotowania do zawodów. Ja zaczynam od gliny. Mam swoje miejsce, gdzie pozyskuję ten komponent i wiem, że to jest dobra glina. Do tego dwa kilogramy bazy zanętowej. Specjalnie nie piszę o tym jakiej firmy to ma być, bo myślę, że to nie ma większego znaczenia. Musi to być po prostu baza tzw. zawodnicza i wiele firm ma taką w swojej ofercie.

Trening pokazał, że w łowisku są leszcze i pod te właśnie ryby ukierunkowałem swoją zanętę. Woda dosyć wysoka i płynie szybko. Rozłożyłem zestawy od 12 do 14 gram. Choć widziałem wędkarzy łowiących skutecznie na cięższe zestawy. Ja takich nie lubię i używam sporadycznie. Pogoda piękna. Trochę za ciepło, żeby nie powiedzieć gorąco. Zarówno zanętę, przynęty jak i siebie musiałem chronić pod parasolami. Na początek 16 dobrze sklejonych kul i dwie lżejsze na szybsze wejście ryby.

W  zasadzie ryby pojawiły się od początku, ale nie były to leszcze tylko płocie. Pojedyncze ryby o masie średnio 200g. Najpierw Marcin, potem ja i tak na zmianę. Tempo nie za duże. Tak gdzieś co 5 minut jedna. Doszliśmy do 5 i stop. Nie wiedziałem jak łowią inni zawodnicy. Chyba tylko na chwilę chciałem spróbować czegoś pod nogami. W zeszłym roku w ten właśnie sposób wygrałem turę zawodów okręgowych. I tu pojawił się problem. 1,5 g zestaw jaki przygotowałem na 4 metrowym bacie w żaden sposób nie może przebić się przez uklejki, ba uklejeczki. Takie mikroskopijne, że wagi się tym raczej nie zrobi. Pomyślałem, że jak ponęcę to może podejdą trochę grubsze. Tak też i było. Zmieniłem bat na uklejówkę i jazda. Zastanawiam się, czy dalej łowić ten drobiazg, ale widzę, że Marcinowi też na tyczkę nie idzie i niestety pod nogami ma płotki. On płotka, ja 5, 6 uklejek w tym czasie.

Mniej więcej równo, ale wiem, że płotki wcześniej  czy później się skończą. I chyba to zadecydowało o mojej wygranej w tej turze. Marcin za późno zmienił bat na uklejówkę. Już się nie dałem dogonić. Wynik może nie zachwycający i pozostało bez odpowiedzi pytanie co by było gdybym cały czas pilnował tyczki.








Przerwa, kiełbaska z grilla i powolne przygotowanie do drugiej tury. W międzyczasie uzgodniliśmy z sędziami, że pozostajemy na tych samych stanowiskach. Po prostu nie chciało nam się przenosić gratów. Chwila zastanowienia się co by tu zmienić i chyba jedyne to co można czyli zapach. Też leszczowy, ale inny. Lepienie kul i sygnały sędziowskie do nęcenia i do łowienia.

Znowu zaczynamy z Marcinem od tyczki. Po 15 minutach bez brania Marcin odpuszcza i bierze się za uklejki. Ja postanowiłem jeszcze trochę połowić. Jest coś na rozmyciu. Po holu widzę, że to chyba okoń. Trzyma się dna. Podbierak i jest. Spory. Na pewno odrobiłem te uklejki co złowił Marcin. Ale okoń w spławiku to taka przypadkowa ryba. Czy weszło coś jeszcze? Na to pytanie znalazłem odpowiedź po jakiś 5 minutach.

Tym razem przy kulach wyraźne branie i odjazd po zacięciu. Dziś jeszcze takiego nie miałem. Ryba szybko wychodzi do wierzchu. To leszcz. Za chwilę jest w podbieraku. Na oko jakieś 600g. Szybkie donęcenie i od razu w pierwszym przepłynięciu jest drugi. Trochę większy. Za chwilę płoć też niczego sobie jakieś 500g.



Już wiem, że Marcin nie dogoni mnie uklejkami. On też to wie i już od jakiegoś czasu próbuje dostać coś na tyczkę jednak bez efektu. Ja z niewielkimi przerwami łowię do końca na zmianę leszczyki i potężne płocie. Może brania nie są takie częste, ale jak coś siądzie to są to spore ryby.

Wiem, że dobrze odrobiona lekcja w czasie treningu przyniosła efekty. I znowu wróciło pytanie. Co by było gdybym pierwszą turę przesiedział pilnując tyczki. Pozostaje satysfakcja, że wygrałem obie tury."


Relacja Marcina Majewskiego:

"Miałem napisać kilka słów refleksji o Spławikowych Mistrzostwach Koła. Cóż…. Nie bardzo wiem co napisać. Do wielu rzeczy przywykłem ale wciąż zaskakuje mnie frekwencja na „spławiku”. Nie trafiają do mnie argumenty w stylu: „bo macie tyczki i nikt nie ma szansy”. Takie farmazony głoszą ci, którzy nawet taki przejaw aktywności w Kole, jak start w zawodach, mają za nic. Wiele zawodów pokazuje, że jak ktoś chce i umie posługiwać się np. batem, to też ma szansę na bardzo dobre miejsce. Na zawodach okręgowych w grę wchodzi jeszcze odległościówka.. Jednak dla własnego „nie chce mnie się” każde wytłumaczenie jest dobre. W sumie wystartowało nas 4 a do drugiej tury dotrwało 3. Przypomnę, że w Kole jest ponad 1000 wędkarzy.

Przejdźmy może jednak do samych zawodów. Ryby niezbyt chętnie współpracowały. O ile w pierwszej turze trafiały się brania płotek i okonków, to w drugiej tylko Darek połowił. Ale po kolei. Po zanęceniu pierwsze branie miałem już… po pół godzinie. Początek łowienia dla wszystkich był ciężki. Brań zero. Pierwsza płotka wzięła mi daleko na rozmyciu kul.

Praktycznie tylko jedno branie miałem w samych kulach. O ile kilka pierwszych brań miałem dobrze sygnalizowanych, to ryby szybko przestawiły się i dłuższy czas miałem tylko wyssane robaki. Nie widziałem najmniejszego puknięcia. Kombinacje z zestawem na nic się nie zdały. Później robaki były nawet nie tknięte.

Zacząłem łowić pod nogami. Dopóki nie podniosłem jakiejś uwady z lewej strony, później także z prawej, to jakoś szło. Po kilku uwadzeniach zostało mi tylko ok. 2m do prowadzenia zestawu. Nie miało to sensu. Zacząłem łowić ukleje. Dość szybko jednak zerwałem cały zestaw wraz z zapinką na jedynej rozłożonej uklejówce oraz wyrwałem wszystkie uklejowe przypony. Nie miałem zanęty uklejowej i starałem się łowić ryby tam gdzie one były. Były jednak zbyt blisko krzaków i gałęzi.

Pierwsza tura nie była zbyt rewelacyjna ale każdy z nas (oprócz Piotrka K.) coś połowił. Do drugiej tury przystąpiłem z mocnym postanowieniem łowienie uklei. Co prawda nie miałem typowej dla tej ryby zanęty ale miałem zanętę na drobną rybę. Dobre i to. Na wszelki wypadek zanęciłem jednak i pod tyczkę. Zacząłem od tyczki. 15 min. bez brania i przeszedłem na ukleje. Powyżej siebie miałem Darka.






On w pewnym momencie zapiął ładnego okonia. Kiedy jednak wyjął leszcza, nie wytrzymałem i znowu chwyciłem tyczkę. No cóż. Zostało mi się przyglądać. Po jego drugim leszczu (ja bez brania) dałem spokój i wziąłem się za ukleje. Doświadczenie i wiedza Darka okazały się ogromnym atutem. Właściwie wykorzystał on przerwę i odpowiednio podrasował zanętę.

Ja też trochę zmieniłem, jednak nie trafiłem rybom w gusta, poza tym byłem mocno negatywnie nastawiony do połowu tyczką i robiłem to bez przekonania. A trzeba było cierpliwie robić swoje i wierzyć w to, co się robi. Wszyscy otrzymaliśmy pokaz skutecznego łowienia i wyciągnięcia właściwych wniosków z pierwszej tury. Zostaliśmy właściwie zdeklasowani."



Gratuluje zawodnikom osiągniętych wyników i życzę całej trójce sukcesów na mistrzostwach okręgu.

Do obejrzenia pozostałych zdjęć z tych zawodów zapraszam do naszej galerii.

Komentarze

  1. Gratulacje panie Darku, super relacja! Podziwiam tą wiedzę spławikową! :) To jest już sztuka! Brawo!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz