Gruby jesienny sandacz z powierzchni

Dziś wieczorem jest wyjątkowo zimno ok 4 stopni na plusie a dodatkowo wieje lekki lodowaty wiaterek. Już po drodze nad wodę żałuję, że nie założyłem od razu czapki i rękawiczek. Na dziś mam w planie szybkie obłowienie 5 miejscówek i powrót do domu. Po drodze dzwoni z Hiszpanii Waldek i melduje złowienie suma 68 kg i długości 217 cm, dowiaduję się jeszcze, że Wojtek złowił suma 75 kg. Hałas na ulicy nie pozwala mi za dużo usłyszeć, ale mam obiecaną relację z wyprawy i dużo zdjęć.

Nad wodą szybko zakładam czapkę i rękawiczki. Do wody leci 10 cm Lunatic na 12,5 gramowej główce. Ripper delikatnie muska dno rzeki, ale nie ma brań. Na tej miejscówce po 3 rzutach mam dość i idę na drugą: tu jednak coś mi nie pasuje i rezygnuję po 2 rzutach. Trzecia przyniosła mi w ubiegłym roku sandacza 80 cm, ale dziś nie ma brań mimo że rzucam kilka razy, kolej na 4 miejsce. Tu niedawno złowiłem sandacza 90 cm, dziś obławiam miejscówkę podobnie, ale nie mam brań, urywam wreszcie Lunatica - nie wytrzymała agrafka przy 10 kg wolframie (a miały być lepsze niż spinwale).

Zrezygnowany już trochę wiążę samą agrafkę i zakładam na nią 10 cm X-rapa. Idę na ostatnią miejscówkę. Ciemno, cisza nad wodą, żywej duszy, tylko gdzieś w oddali majaczy biały kolor łabędzia, powoli wchodzę do wody. Posyłam woblera w dół rzeki dobre 40 m, czekam jeszcze chwilę, aż spłynie jeszcze kilka metrów i trochę zatonie. Zamykam kabłąk kołowrotka i zaczynam powoli prowadzić woblera pod prąd. X-rapa prowadzę bardzo wolno, co kilka metrów przestaje zupełnie kręcić korbką kołowrotka i pozwalam by jedynie nurt kolebał woblerem w miejscu.

Zaletą neutralnych woblerów jest to, że pracują w miejscu nie wypływając do góry ani nie tonąc.
W tym momencie czuję delikatne dotknięcie woblera przez rybę, zacinam, jestem trochę zaskoczony ale czuję ciężar ryby na końcu zestawu, docinam jeszcze z całej siły... ryba jest jeszcze na kotwicy. Spory opór... ryba wykorzystuje silny w tym miejscu nurt i nie daje się łatwo podciągnąć... muruje... walka przez chwilę odbywa się w miejscu. Widzę pięknie wygięty blank 60 gramowego Team Dragona.

Wreszcie powoli przełamuję opór ryby i rozpoczynam powolny hol w swoją stronę. To miejsce bardziej boleniowe, tu sandacze zdarzały mi się rzadziej... przez chwilę mam nadzieję że holuje rekordowego bolenia, ale sposób walki trochę mi nie pasuje...

Gdy mam rybę już na swojej wysokości, ta podejmuje jeszcze jedną próbę ucieczki, próbując się skierować do dna rzeki, chwilę podtrzymuję blank drugą ręką, wreszcie ryba poddaje się i daje się ciągnąć w moim kierunku. Mam ją obok siebie... leży przy neoprenach... piękny, gruby, jesienny sandacz. Zastanawiam się jak go podebrać... nie widzę woblera - jest cały w pysku ryby... nie mam za bardzo jak go wyciągnąć i muszę wsadzić dłoń pod pokrywy skrzelowe... trochę się boję Ownerów nr 4, gdzie one tam siedzą... mogłoby być nie za ciekawie gdyby dłoń trafiła na kotwice tkwiącego w pysku ryby woblera.

Ale na szczęście dla mnie nie złapałem się na kotwice własnego woblera, rybkę wyciągam delikatnie na trawę...

Szybko sięgam po miarkę - 85 cm i szczypce by wyjąć woblera. Aparat jest w Hiszpanii razem z Waldkiem, ale traf... a już zacząłem go regularnie zabierać nad wodę... robię fotkę telefonem, nie za bardzo wychodzi, ale już nie chcę męczyć dłużej ryby... im krócej będzie na brzegu tym w lepszej kondycji wróci do wody.


Biorę sandacza za ogon drugą ręką podtrzymuję pod brzuchem i zanoszę do wody, chwilę przytrzymuję ale ta nie zamierza odpłynąć... co jest? puszczam go między swoimi nogami... stoi... walka musiała do mocno wyczerpać... świecę w niego latarką... on nic dalej stoi między nogami... delikatnie szturcham go palcem w ogon... ale dostał spida... odprowadzam go jeszcze światłem latarki jak odpływa, w wodzie wydaje się jeszcze większy... piękny widok... znacznie piękniejszy niż widok sandacza na patelni!

Chwilę się zastanawiam co dalej, czy już do domu... ten wziął w pierwszym rzucie... a może drugi tu jeszcze jest? W trzecim czy czwartym rzucie mam następne branie... ale nie udaje mi się skutecznie zaciąć... starczy na dziś.

Komentarze

  1. Brawo Krzysztof !! Kolejna taka ryba !! Gratuluję! i życzę kolejnych:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Chłopaki łowią nad Ebro... właśnie Waldek zameldował mi, że złowił dziś następnego dużego suma tym razem 65 kg... Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tam Ebro, ryby są pod nosem tylko trzeba umieć je przekonać do współpracy, prawda Krzysiu!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniała seria w Hiszpanii trwa... dziś Wojtek wyciągnął suma 230cm - 95kg. Gratulacje i złowienia takiego ponad 100kg.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz