I tura Grand Prix Okręgu 2010

W dniu 16 maja, zgodnie z harmonogramem zawodów Okręgowych, została rozegrana I tura Grand Prix o Mistrzostwo Okręgu w spinningu, zawody te zainaugurowały cykl zawodów o Mistrzostwo Okręgu Ciechanowskiego w spinningu. Zawody wyznaczono w miejscowości Nowe Miasto a łowiskiem był zalew - zbiornik na rzece Sona. Na zbiórce o godz. 6.00 stawiło się blisko 50 zawodników, w tym 11 juniorów.

Z Lidzbarka wyruszyliśmy tuż po godzinie 4 rano. Każde koło czy klub mogły delegować na zawody 3 osobowe drużyny. Oprócz tego mogło startować 6 najlepszych zawodników z Grand Prix Okręgu z ubiegłego roku. W związku z tym na zawody wyjechaliśmy w czteroosobowym składzie.

Już dzień wcześniej wiadomym było, że pogoda nie będzie nas rozpieszczać. Kilka kilometrów przed Nowym Miastem zaczął pokropywać deszczyk. W czasie trwania zawodów kropił niemal cały czas, a tuż po godz. 10 zaczęło obficie padać niemal do końca trwania tury. Do tego z każdą minutą nasilał się wiatr, który pod koniec zawodów utrudniał już wędkowanie. Nie było też zbyt ciepło ok. 10 st. C.

Dla nas zbiornik w Nowym Mieście był niemal całkowicie nieznany. Byłem tam dwa razy, jako opiekun, przy okazji zawodów spławikowych kadetów i juniorów. Widziałem jedynie zbiornik i wiedziałem jakich ryb można w nim się spodziewać. Nikt z nas jednak nigdy tam nie spinningował. Wszyscy przygotowaliśmy sobie po kijku do dłubania okoni i po drugim cięższym, na który mieliśmy łowić szczupaki.

O godz. 7.00 nastąpił start. Seniorzy łowili jedną pięciogodzinną turę a juniorzy godzinę krócej. Po 5 godzinach łowienia pozostawało jeszcze 15 min czasu na dojście z kartą – rejestrem połowów do sędziego zawodów. Sędziów nie było wielu, jednak, odkryty teren i usługi jakie niesie technika (telefony komórkowe) sprawiały, że nie było problemów z pomiarem ryb i szybkim zwracaniem im wolności. Zawody rozegrano na ŻYWEJ RYBIE. Poza tym sędziowie jak się okazało na podsumowaniu zawodów nie mieli zbyt wiele pracy.

Mój pesymizm co do wyników potwierdził się. Dyrektor okręgu, będący jednym z sędziów, w trakcie zawodów dokonał pomiaru temperatury wody w zbiorniku (12,5 st. C), co jak na tę porę roku i charakter zbiornika jest strasznie niską temperaturą. Łowiący na gruntówki miejscowi wędkarze co jakiś czas mogli się cieszyć z łowionych ryb (leszcze, karpie). Choć widać było stada jazi wędrujące wzdłuż brzegów lub „zajadających” się ikrą trącej się gdzieniegdzie płoci to wszyscy mieli trudności ze sprowokowania drapieżnika do ataku na przynętę.

Wszędzie gdzie zawędrowałem widać było mnóstwo białej ryby tak drobnej jak i słusznych rozmiarów. W takim mnóstwie białorybu i do tego mającego pod dostatkiem „świeżego smakołyku” płociowej ikry drapieżniki były niemal nie do złowienia. Trzeba było mieć wiele samozaparcia by dotrwać do końca tury łowiąc z pełnym zaangażowaniem. Jednak taka determinacja popłacała, co mogę stwierdzić na swoim przykładzie. Przez 4,5 godz. łowienia złowiłem jedynie niewymiarowe rybki (jaź 27,2 cm, szczupak 45,5 cm oraz 3 okonki po ok. 16 cm).

Byłem nieźle podłamany, ale nie tylko ja. Napotkani przeze mnie zawodnicy nie mogli także pochwalić się rybami. Niektórzy nie mieli dosłownie żadnego brania. Tylko nielicznym udało się coś skusić. Tak było w przypadku Janka Sikory, który złowił jazia 30,2 cm a poza tym miał na kiju jedynie kilka niewymiarowych okoni.

Po cztero i półgodzinnym biczowaniu wody wróciłem w obiecujące miejsce – wcześniej złowiłem tam niewymiarowego szczupaka. Dno w którym łowiłem miało dość znaczny spadek i do tego było twarde z zawadami. Do regulaminowego czasu połowów pozostało mi niespełna 30 minut.

Do końca tury niemal nie miałem „pustego” przejścia twistera. Byłem bardzo zaskoczony takim obrotem sytuacji. Do tej pory brań jak na lekarstwo a tu taka odmiana. Rybka za rybką wyciągam kolejne na brzeg. Na początku małe okonie – niewymiarowe. Po kilku minutach jest pierwszy około wymiarowy, później następny dobry dwudziestak. Rybki w siatce i szybki telefon do sędziego, by któryś pojawił się w miejscu gdzie łowię. A ja nie tracą czasu dalej łowię. Brania nie ustają i ciągnę rybę za rybą, część wędruje zaraz do wody, ale część mierzy sędzia i dopiero po wpisie do karty ma zwracaną wolność.

Siedzący obok z gruntówkami wędkarz nie może się również nadziwić takiej odmianie w reakcji drapieżników na przynętę. Do końca tury brania nie ustały, jedynie czas wyznaczony na łowienie mi się skoczył. W ten sposób diametralnie odmieniłem swój udział w tych zawodach i w klasyfikacji końcowej. Po raz kolejny woda a raczej ryby nauczyły pokory wszystkich nas uczestników tych zawodów, a dodatkowo pokazały jak są nieobliczalne i że chcąc osiągnąć dobry wynik należy walczyć do końca.

Na zbiórce po zakończeniu zawodów szybko okazało się, że jedynie 9 szczęśliwców wśród seniorów mogło cieszyć się z zapisu złowionej ryby w karcie rejestrującej połowy. Wśród złowionych ryb „królował” okoń. Złowiono także jednego szczupaka i jednego jazia. Juniorzy nie mieli tyle szczęścia co seniorzy. Żadnemu z nich nie dane było złowić miarowej rybki.

Wyniki zawodów przedstawiają się następująco:

Seniorzy:

1. Sławomir Kraszewski - Lidzbark (1060 pkt.)

2. Rafał Sadowski - Ciechanów ( 630 pkt.)

3. Cezary Rosłoński – Nowe Miasto (600 pkt.)

Przy takich wynikach zwycięstwo i kolejne miejsca w klasyfikacji generalnej wciąż są sprawą otwartą, tym bardziej że przed nami jeszcze zawody na nieobliczalnej Narwi i zawsze zagadkowej Wkrze.

Szczególne wyrazy szacunku i podziękowania należą się sędziującym w tych zawodach oraz organizatorom za sprawne i bezproblemowe ich przeprowadzenie.

Sławomir Kraszewski
Koło Lidzbark Welski

Komentarze