5 boleni + 2 sandacze

Zaczęły się wakacje, dodatkowo weekend, wczoraj byłem w szoku gdy zobaczyłem na "swoich miejscówkach" miasteczko namiotowe, niestety trzeba będzie ten rejon na razie opuścić z wędkowaniem. Na Narwi jest wysoka woda, wyższa niż była w maju, główki są pozalewane. Na miejsce dzisiejszego wędkowania wybieram jedną z zalanych główek, do której nie ma dojścia suchą nogą, to spora szansa że będzie gdzie połowić.

Upał, więc się nie spieszę i nad wodą zjawiam się godzinę przed zmierzchem, główka tak jak myślałem jest wolna, zakładam wodery i wchodzę na główkę. Celem jest boleń, zostawiam szczupaki w spokoju, a na sandacza przyjdzie pora po zmierzchu. Zakładam imitację uklei RH8.

Pierwsze rzuty bez efektu, cierpliwie obławiam przelew, któryś z kolejnych rzutów i upragnione branie, boleń jest niestety malutki ok. 35 cm, wypuszczam rybkę i rzucam dalej, następne branie na RH8, boleń trochę większy 45 cm... to nie to. Robi się ciemno.

Zmieniam przynętę, wiążę agrafkę i zakładam 8 centymetrowy wobler Storma Thunder Stick, żeby nie płoszyć ryb wychodzeniem z wody do kieszeni koszuli wkładam jeszcze pudełko z 9cm neutralnym Salmo Stingiem GT.

Branie na Storma... następny boleń, ten już ma ponad 50cm, kilka następnych rzutów bez brania, zmieniam wobler na Stinga. Jest już noc, woda cały czas jest "martwa", nie widać powierzchniowego żerowania drapieżników. Staram się prowadzić Stinga nie głębiej niż metr pod powierzchnią i jak najwolniej, ledwo czuję na szczytówce jak pracuje.

Mam branie na Stinga to mały sandaczyk ok. 35 cm, wielkość ryb jest mała, ale mam brania, łowię dalej. Tym razem ryba walczy znacznie mocniej, to boleń i nie taki mały, zaczepia się woblerem o "zielsko" które odgradza mnie od "czystej" wody. Robię krok w kierunku zaczepionej ryby, woda jest przy krawędzi woderów... dalej nie dam rady wejść, ale udaje mi się sięgnąć bolenia, chwytam go za kark i powoli się wycofuję... boleń wyrywa się z dłoni, robi jeszcze kilka młynków i znowu zaczepia się o roślinność.

Tym razem chwyt jest pewniejszy, muszę niestety wycofać się do plecaka, kotwica tkwi mocno w pysku ryby, odhaczam go szczypcami, miarka pokazuje 64cm, ryba jest dość gruba. Zanoszę do wody, szybko odpływa. Łowię na 20-to gramowy kij i 10 funtową plecionkę, daje mi to pewien komfort przy holu w tych niezbyt sprzyjających warunkach, ciemno i roślinność przez którą nie mam czystego pola do lądowania ryb.

Łowię dalej na Stinga Salmo, aż nie chce mi się wierzyć... pierwszy rzut i następne branie, przez chwilę nie wiem co mam na haku... ten boleń jest trochę mniejszy 60cm. Jest 23.00 chwilę się zastanawiam czy nie pora do domu, ale ryby są aktywne, łowię dalej. Trochę mnie niepokoi nadciągająca z oddali burza, cały czas się błyska.

Rzucam wobler powyżej przelewu i po łuku wolniutko prowadzę, następne branie, dopiero jak sięgam ręką po rybę widzę, że to nie boleń tylko sandacz. Sandacz jest dość długi ale chudy, miarka pokazuje 60 cm, wypuszczam sandacza i łowię jeszcze kilka minut, ale już więcej brań nie mam.


Dzisiaj killerem okazał się neutralny wobler Salmo Sting 9 cm  w kolorze GT, jest to wobler z poprzedniej serii, jeszcze przed wprowadzeniem "udoskonalenia" w postaci grzechotki. Jutro przetestuję nowe Stingi, zobaczymy czy nie ustępują łownością starym. Dziś nie robiłem zdjęć, ryby nie były rekordowe i nie chciałem ich za długo męczyć by w dobrej formie wróciły do wody.

Komentarze