Pierwszy lód

Bardzo lubię podlodowe wędkowanie i co roku z niecierpliwością wyczekuję bezpiecznego lodu. Niestety ostatnie dwie zimy były raczej ubogie w niskie temperatury, więc i w tym roku nie spodziewałem się rewelacji. No i spotkała mnie bardzo miła niespodzianka. Kilka dni tuż przed Nowym Rokiem z niską temperaturą i lodek mamy jak marzenie.

Już 1 stycznia był przyzwoity. Jednak nie bardzo chciało mi się wierzyć, że ma aż 11cm. Następne dni i noce były jednak z niską temperaturą, więc 3 stycznia nie wytrzymałem i razem z Andrzejem Nowakowskim ruszyliśmy na pierwszy podlodowy zwiad.

Na pierwsze wejście zaplanowaliśmy żwirownię w Gnojnie. Na miejscu byliśmy ok. godz. 8.00. Niestety woda podniosła się i trzeba było poszukać bezpiecznego wejścia. Już z daleka widać było skupisko samochodów, więc ruszyliśmy w tamtą stronę.



Ci, którzy przyjechali wcześniej już zdążyli położyć kilka olszyn, po których wszyscy wchodzili. Kiedy zobaczyliśmy w jakich skupiskach siedzę i jak daleko, to pozbyliśmy się obaw o grubość lodu. Po wykuciu pierwszego przerębla okazało się, że lód faktycznie ma dobre 11 cm.

Niestety szybko okazało się, że to nasza jedyna radość. Ja zacząłem łowić na blaszkę, Andrzej od razu zaczął mormyszką. Łowiliśmy na znanych nam "miejscówkach" - górkach i dołkach. Bez efektu. Przeszedłem na mormyszkę. Bez najdelikatniejszego brania. Obydwaj. Zaczęliśmy obserwować innych łowiących. Od razu dało się zauważyć, że wszyscy siedzą na płytkim blacie i większość łowi na mormyszkę.








My jednak próbowaliśmy dalej w swoich miejscach. Na płytkiej wodzie spodziewaliśmy się raczej drobnicy. Sytuacja nie ulegała zmianie, więc po ok. 2 godz. daliśmy za wygraną i przeszliśmy na płycizny, tzn. na wodę o głębokości 1,5 - 2,5m. Zaczęliśmy łowić, tyle, że ryby (okonki) wielkości małego palca.

Największe miały max. 13cm. Nie zauważyliśmy, żeby ktoś złowił jakąś większą rybę. Jednak zabawa była niezła. Przez kilkanaście minut łowiłem na pustą mormyszkę i brania były wyraźne, ryby dawały zacinać się. Mało tego, były wyraźnie większe o 2-3cm od tych łowionych na mormyszkę z ochotką. Zdegustowani brakiem przyzwoitych ryb, postanowiliśmy zmienić łowisko na żwirownię na Grabówcu.

W drodze powrotnej przeliczyłem łowiących. Wszystkich nas było 32 osoby. Z ciekawości zerknąłem na tablice rejestracyjne samochodów. Wynik: 1 z Pułtuska (nasz), 1 na poznańskich numerach, 1 z Wołomina reszta z Wyszkowa.

Jedziemy na Grabówiec. Tu jest tylko jeden samochód. Skąd? Z Wyszkowa!

Na tym zbiorniku nie spodziewamy się rewelacji. Za to brania są pewne. Drobnica bierze zawsze. Zmienny jest tylko skład gatunkowy. I tak właśnie jest i tym razem. Brania raczej delikatne ale są. Łowimy płotki i okonki.

Wielkość standardowa na tym zbiorniku kilka - kilkanaście cm. Po pewnym czasie pojawiają się jazgarze. Te dopiero biją wszelkie rekordy. Trafiają się sztuki po 2 cm. Tak małych jeszcze nigdy nie łowiłem. Dołącza do nas Mirek Brzeziński. Próbuje łowić na blaszkę. Co prawda trafia okonki ale ich wielkość jest porównywalna z naszymi.

Okazów nie połowiliśmy, ale z pierwszego wypadu byliśmy zadowoleni. Żyłki zostały rozprostowane, mormyszki odmoczone, ryby widzieliśmy. Mam nadzieję, że lód w tym roku utrzyma się dłużej a pogoda pozwoli połowić także okazy.

Na koniec jedna uwaga. Dowiedzieliśmy się, że dzień wcześniej po lodzie na Grabówcu ktoś jeździł quadem ciągając za sobą dzieci na sankach (także ślady na śniegu były jednoznaczne). Pierwszy lód jest co prawda mocny ale 10 - 11cm na takie wyczyny, to moim zdaniem trochę mało. Nie wszędzie jest jednakowo gruby i wytrzymały. Jeśli ktoś nie dba o swoje zdrowie i życie, to niech przynajmniej nie naraża dzieci.

Marcin Majewski

Komentarze