Robinson Cup Elbląg 2008

Tym razem w Elblągu na Bulwarze Zygmunta Augusta 6 kwietnia odbyły się spławikowe zawody wędkarskie z cyklu Robinson Cup 2008. Na te zawody wybraliśmy się we dwóch: Andrzej Nowakowski i ja. Zwyczajowo już, wyjechaliśmy w sobotę z zamiarem treningu. Noclegi mieliśmy zarezerwowane w hotelu Wodnik nad samą rzeką.

Na miejsce dotarliśmy przed godz. 14.00. Oczywiście najpierw zajechaliśmy na Bulwar. I od razu trochę zdziwienia i rozczarowania. Woda opadła ze 30 cm i była prawie tak niska jak w lato. Dwóch zawodników właśnie kończyło trening. Dominował krąp, i to raczej drobny. Czyli od ostatniego wyjazdu, pod tym względem, właściwie nic się nie zmieniło.




Pojechaliśmy zameldować się w hotelu i doszliśmy do wniosku, że potrenujemy przy nim. I to był pierwszy błąd. Jest tu płycej niż przy Bulwarze. Ponieważ woda opadła, głębokość wynosiła niewiele ponad 1 m. Było to inne łowienie i brały inne ryby. Skończyło się na tym, że przygotowaliśmy i sprawdziliśmy zestawy i zrobiliśmy zanętę na zawody.

W dzień zawodów wstaliśmy o godz. 6.00, szybkie śniadanko i jedziemy na Bulwar. Zapisy miały być do godz. 8.00, więc nie marudzimy.




Szybkie losowanie, odprawa i rozjeżdżamy się na stanowiska. Do zawodów przystąpiło 36 zawodników, więc podzielono nas na dwa sektory. Obydwa na jednym brzegu. Przy losowaniu okazało się, że obaj nie mamy szczęścia. Andrzej wylosował stanowisko nr 26, ja nr 28. Byliśmy w jednym sektorze, do tego blisko siebie.

Woda płynęła dosyć wolno, więc przygotowałem zestawy: 3g i 2g. Gdyby woda znowu stanęła to 1,5 g powinno pomóc.




O godz. 10.25 był sygnał do nęcenia a o 10.30 zaczęliśmy łowić. Początek zapowiadał się dla mnie b. dobrze. Jako pierwszy złowiłem rybę – krąpia wielkości dłoni. Krąpie, różnej wielkości brały za każdym wstawieniem spławika. Były co prawda momenty, że brały małe, wielkości palca, ale w większości były przyzwoite.

Moje zadowolenie nie trwało jednak długo. Po godzinie coś się stało i brania zniknęły. Zmiana zestawu na lżejszy pomogła tylko na chwilę. Zaczęły brać ukleje i to naprawdę małe. Dużej ilości brań nie mogłem zaciąć. Zmiana haczyka właściwie też nie pomogła. Nie pomagało donęcanie i kombinacje z przynętą. Miałem dłuższe chwile, że nic mi nie brało. Zacząłem się denerwować. Tym bardziej, że sąsiedzi łowili cały czas.





Na szczęście Andrzej też łowił. Miałem nadzieję, że może jemu się uda. Mi ryby wróciły na ostatnie 30 min. Niestety naprawdę małe krąpiki. Wynik 3395g i 32 miejsce mówią same za siebie. Tym razem było naprawdę kiepsko.





Myślę, że na taki wynik złożyło się kilka przyczyn – błędów:

1. zbyt mocno pracująca zanęta – szybko się rozpłynęła a powstająca smuga z prądem odciągnęła mi ryby,

2. łowienie na kancie, podejrzewam, że zanęta zsunęła się dalej na wodę,

3. zlekceważenie łowienia batem – łowi się szybko i z jakiegoś powodu trochę większe ryby.

Andrzejowi waga wskazała 5120g. Całkiem przyzwoicie. Ostatecznie został sklasyfikowany na 16 miejscu. On też, stwierdził, że konsekwentne łowienie batem, dobre przygotowanie zestawów do takiego łowienia dałoby pożądany efekt.





Zawody wygrał (batem!) Tomasz Kupren z Olsztyna wynikiem 7840g. Drugie miejsce zajął Andrzej Łapiński z wynikiem 7130g, również łowiąc batem. Serdeczne gratulacje.


Tekst Marcin Majewski, zdjęcia Marcin Majewski i Tomasz Kupren.

Komentarze