Ryba życia - sum ponad 170cm

Pierwsza sobota grudnia, planuje wieczorne wędkowanie. Małysz po pierwszej serii konkursu o Puchar Świata jest 21, postanawiam nie oglądać już drugiej serii i iść na ryby. Patrzę pada deszcz, zastanawiam się chwilę, taki duży nie pada… może przestanie padać. Powoli się przebieram i wychodzę z domu. Po ciemku nie ma co się bawić we wklejanki czy delikatne łowienie, biorę ze sobą kij do 60 gram i kołowrotek z 20 funtową plecionką.

Na początek zakładam minoga na główce 22,5 gram, rzucam prostopadle do nurtu i po łuku drobnymi skokami sprowadzam twistera do główki. Wiatr zacina mi deszczem w twarz, po chwili nic już nie widzę, okulary są całe mokre… przydałyby się wycieraczki, rzucam jeszcze dwa razy. Nie ma brań.

Zmieniam taktykę, zakładam na agrafkę 9 cm ripper Aqua na wzmacnianej główce Gamakatsu 10 gram i postanawiam ustawić się plecami do wiatru i obłowić napływ główki. W ten sposób będę coś widział bo wiatr nie będzie mi chlapał deszczem po oczach, a jak przestanie padać to spróbuję połowić na zapływie.

Ripper z wiatrem leci daleko, po rzucie czekam aż opadnie na dno i powoli przy dnie prowadzę gumę. Bez brania, ale przynajmniej wygodniej się łapie i okulary mam suche. Ponawiam rzut, powoli prowadzę przy dnie rippera, raz przesuwam przynętę delikatnymi pociągnięciami kija, to bardzo wolno kręcę korbką kołowrotka, w połowie rzutu uwadzam, dziwne w tym miejscu do tej pory nie było uwad.

Powoli napinam plecionkę i czuję jak zaczep powoli się przesuwa w moją stronę, pomyślałem że to może jakiś worek lub szmata… ciągnę kijem mocno i czuje w tym momencie odjazd ryby. Coś mam… hamulec jest za słabo ustawiony… dokręcam, czuje potężne targnięcia, zastanawiam się co mam za rybę?

Następuje długi odjazd, mimo zakręconego hamulca, plecionka cały czas schodzi ze szpuli, ryba kieruje się w miejsce gdzie wiem, że są potężne uwady. Dociskam szpulę palcem, ale hamulec cały czas się odkręca, próbuję pompować, brakuje mi siły w ręku, podtrzymuje kij drugą ręką, już jestem pewien że mam suma, tylko nie wiem jeszcze jak jest duży.

Jak na tę porę roku jest bardzo żwawy, zaczynają mi mdleć ze zmęczenia ręce, opieram dolnik wędki o biodro, pompuję bardzo mocno, kij wygięty niesamowicie, zastanawiam się czy zaraz nie pęknie, udaje mi się suma zatrzymać i zawrócić w moją stronę.

W pewnym momencie opór zelżał i mogę dość łatwo skręcać plecionkę… już osłab? Ryba jest cały czas przy dnie, powoli holuję rybę do brzegu. Po 20 metrach sum próbuje ponownie dostać się do zbawiennych uwad, następuje ponowny kilkunastometrowy odjazd i tak ze cztery razy.

W pewnym momencie sum zmienia taktykę, widzę i czuję że zamierza opłynąć główkę, zbliżam się maksymalnie do krawędzi główki i wystawiam kij, boje się że sum przetrze plecionkę o kamienie, o zatrzymaniu go siłowym nie ma na razie mowy.

Sum przepłynął na drugą stronę główki i kieruje się tym razem z prądem w dół Narwi.

Patrzę na niesamowicie wygiętego Team Dragona, mocno wygięty, pięknie pracuje, widać uderzenia suma, udaje mi się rybę zatrzymać, sum zaczyna chodzić w dole za główką, zmieniam taktykę… postanawiam trochę sfolgować hol i nie ciągnąc go tak mocno, niech się zmęczy.

W pewnym momencie widzę 20 metrów od siebie ogromną rybę, sum się wykłada, nie ma już siły walczyć, podciągam go pod główkę, układa się wzdłuż betonu, a ja zastanawiam się co teraz. Długim kijem wygodnie się spinninguje, gorzej gdy trzeba podebrać rybę, długi na 285 cm kij niesamowicie przeszkadza. Jestem sam, kto zresztą w taką pogodę siedziałyby nad wodą. Popuszczam plecionkę i sięgam ręką po rybę, brakuje mi z pół metra.

Widzę po drugiej stronie na brzegu znajome Tico, wołam Piotrek! brak reakcji pewnie to nie on, może to Artur, wołam Oko! uchyla się szyba, wołam go ponownie, pyta się co jest… mówię żeby przyszedł do mnie i mi pomógł. Odpalił samochód i podjechał kawałek. Idzie… sum jest tak zmęczony, że wcale się nie rusza, leży na wodzie przy brzegu. Mija parę minut przychodzi Oko, próbuję suma tak ustawić, tak by pysk miał przy brzegu, udaje się, chyba za trzecim razem tak ułożyć suma, że Artur sięgnął ręką do ryby. Po chwili sum jest na brzegu.
Jest duży, kilkanaście razy okręcił się plecionką w połowie długości, hak wbity jest gdzieś w połowie ciała w brzuch, pytam się Oka ile może mieć? jest bardzo gruby, ma ponad 170 cm. Oceniamy go na ok. 35 kg, robię kilka zdjęć telefonem, nie chcę przedłużać pobytu ryby na brzegu, Artur robi jeszcze zdjęcie swoim telefonem, biorę suma za łeb i zsuwam go do wody, początkowo stanął w znajdującym się obok zielsku, po chwili zawrócił i majestatycznie zanurzył się w głębinę… To moja największa złowiona ryba.

Zachęcam do wypuszczania złowionych ryb, zwłaszcza dużych. To niesamowity widok gdy tak ogromna ryba zanurza się powoli pod wodę po darowaniu jej życia. Takich chwil nie zastąpi kawał mięcha na talerzu.

Chciałem podziękować Arturowi Paryskowi za pomoc, bez Niego nie wiem jak bym sobie poradził.

Komentarze

  1. Wygląda to super. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda bardzo aptyecznie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo duża ryba i tak się zastanawiam czy w ogóle ona by się nadawała do jedzenia. Ja za to jestem wielką zwolenniczką łososia i tą rybę najchętniej przygotowuję. Fajnie sprawdzają się przepisy od https://mowisalmon.pl/przepisy/ i ja dosłownie jeden z nich dziś przyrządziłam na obiad.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz