Miałem rybę życia

Miałem dziś na kiju rybę życia… skąd wiem, dlaczego tak uważam? Nawet sobie nie wyobrażałem z jaką siłą może ciągnąć ryba. W zeszłym roku na jesieni stoczyłem walkę z metrowym szczupakiem, ale do tej dzisiejszej to nawet nie ma co porównywać. Wybrałem się dzisiaj po południu na sandacze, zestaw typowy: kij (Team Dragon) 285 cm do 60 gram wyrzutu, plecionka 135 metrów prawie nowej power pro 0,19, kołowrotek Daiwa Caldia KIX 4000.

Przez 2 godziny rzucałem na przemian gumami ciemnymi i jasnymi, miałem dwa pstryknięcia sandaczowe na ciemnego twistera, ale nie do zacięcia, już robiło się ciemno, kiedy na koniec postanowiłem jeszcze założyć seledynowe, 3 calowe kopyto Relaxa na 22 gramowej główce Gamakatsu 4/0. Jest dużo cieplej niż wczoraj.

Pierwszy rzut, guma długo opada, łowie z opadu, brak brania, drugi rzut po skosie z prądem na płytszą wodę, gumę prowadzę inaczej - nie podrywam, tylko prowadzę jednostajnie, wolno pod prąd rzeki. Mam lekkie przytrzymanie, zacinam, mam rybę, błyskawicznie bardzo mocno próbuję dociąć, ale w tym momencie ryba odjeżdża, reguluje hamulec, kij wygina się niemiłosiernie, brakuje mi siły by utrzymać go jedną ręką, podtrzymuje drugą powyżej korka.

Ryba cały czas kieruje się lekko po skosie pod drugi brzeg, hamulec jest ustawiony już na maksymalną wytrzymałość plecionki, wolno ale cały czas ryba wyciąga plecionkę. Łowiący obok wędkarz na żywca pyta się czy wyciągać podbierak, nic nie mówię ale po cichu myślę, że do tego podbieraka na pewno sie nie zmieści.

Patrzę na szpulę kołowrotka, widać podkład, chwytam dłonią za szpulę, nie mogę pozwolić na dalszy odjazd… o dziwo ryba zatrzymuje się, zaczynam pompować i odzyskiwać metr po metrze plecionkę, trzymam kij dwoma rękami powyżej korka za blank, dolnik oparłem o biodro i z całej siły pompuję, cały czas boję się o nie wzmacniany hak Gamakatsu, czy wytrzyma. Walka odbywa się cały czas na granicy wytrzymałości sprzętu, Team Dragon aż jęczy, wygięty jest niemiłosiernie, mnie bolą już ręce. W pewnym momencie luz, już myślałem że po rybie, ale okazało się, że przez chwile płynęła w moja stronę.

Sum jest pod moim brzegiem, tam gdzie stoję, oddziela mnie od wody pas roślin, 20 metrów poniżej jest mała plaża, przeciągam powoli tam suma. Wydawało mi się że jest już trochę zmęczony, ale w momencie gdy dobrze stanąłem na plaży, sum rozpoczął ponowny odjazd w dół rzeki… po 40 metrach udaje mi się go zatrzymać, próbuje pompować, ale sum nie daje się przesunąć nawet o milimetr.

Trzymam tak suma i zastanawiamy się z Wędkarzem, czy nie schodzić za sumem jeszcze w dół Narwi, brzeg jest w miarę dogodny, właściwie zdecydowałem się zacząć schodzić za sumem, kiedy podczas próby podciągnięcia ryby pod prąd, poczułem luz… koniec. Początkowo myślałem, że plecionka pękła za szczytówką, ale gdy zacząłem zwijać na kołowrotek to zwijałem i zwijałem. Musiała się plecionka przetrzeć na tarce.

Mam nauczkę - stosować zawsze przypon stalowy, sandaczom nie przeszkadza, a przydaje się gdy bierze szczupak lub sum. Najśmieszniejsze jest to, że w tym roku łowiłem najczęściej ze stalką, a dziś nastawiając się na sandacze - zawiązałem samą agrafkę.

Za rzadko człowiek łowi duże ryby i w takich chwilach emocje biorą górę, nawet nie chce mi się zastanawiać jakie popełniłem błędy, czy może należało delikatniej holować suma, zamiast pompować go pod prąd, schodzić za nim w dół rzeki. Starałem się by sum cały czas walczył i się męczył. Prawdopodobnie dość głęboko zassał gumę i prędzej czy później plecionka by się przetarła… sam już nie wiem.

W każdym bądź razie miałem niesamowite emocje przez ok. pół godziny. Spinninguję już ponad 25 lat i jeszcze nigdy nie miałem tak dużej ryby na haku… niesamowite wrażenia, nie da się tego dobrze opisać… adrenalina, a suma i tak bym wypuścił.

Komentarze