Na Grądach według planu

Na początku chciałbym pogratulować Marcinowi i Adrianowi zwycięstwa w zawodach o mistrzostwo okręgu. Gratuluję również Kamilowi trzeciego miejsca. Na tym chciałoby się skończyć ale chwila refleksji. Mój scenariusz sprawdził się co do joty. Najpierw opowieści o rybach jakie to w Grądach żyją a później mizeria na zawodach.

To że ja popłynąłem to normalka na stojącej wodzie i dopatrywanie się podtekstów w moim typowaniu mistrza okręgu mija się z celem. Zadziwiają mnie wyniki miejscowych. Oni mieli mi przecież pokazać jak się łowi. Przynajmniej tak twierdzili niektórzy z nich po łowieniu na Narwi. Skończyło się na obietnicach.

Jak zwykle stanowiska w krzakach przyniosły ze sobą handicap w postaci uklei. Ona tam po prostu jest czy się tego chce czy nie. Natomiast tzw. łąka dała zawodnikom 15 minut złudzeń w postaci przeźroczystych płoteczek i leszczyków i 2 godziny 45 minut oczekiwania na cud w postaci brania. Ja nie wykorzystałem swoich 15 minut. Nie wiem gdzie tkwił błąd i zastanawianie się nad tym faktem jest dla mnie bezprzedmiotowe. Po prostu wędkowanie ma mi sprawiać przyjemność.

Wędkowanie na Grądach przyjemność sprawia nielicznym i im to łowisko pozostawiam w całości. Oczywiście piszę o wędkowaniu na zawodach. Nie interesują mnie opowieści o nocnych połowach leszczy po 15 kg i sumach potworach tak coś około 5 kg każdy.

Wrócę jeszcze do pierwszej tury zawodów. Po zawodach słyszałem głośne opinie, że w Narwi nie ma ryb i nie należy rozgrywać zawodów na tej rzece. Ciekawe co powiedzą malkontenci o Grądach bo wyniki mówią same za siebie. Ja swoje zdanie o tym zbiorniku wyrażałem głośno nie raz i po raz kolejny się to potwierdza.

Jeszcze kilka słów o kapitanacie i urozmaiceniach. Problem w tym, że w dzisiejszych realiach jak coś jest do wszystkiego to z reguły jest to do niczego. Całe szczęście, że ludzie z tak bujną fantazją są członkami kapitanatu w mało liczącym się sportowo okręgu. Bo gdyby byli dajmy na to członkami Związku pływackiego nie wątpię, że starczyło by im wyobraźni aby eliminacje do mistrzostw w stylu dowolnym odbyć w stylu klasycznym lub grzbietowym.

W myśl ich nieśmiertelnej zasady mistrz powinien umieć wszystko. Szkoda tylko, że absurd takich eliminacji widać wyraźnie na przykładzie pływania, a w wędkarstwie jest on bardziej ukryty. Miałem nadzieję, że ludzie, którzy powinni się znać na tym sporcie wykażą się większymi kompetencjami. Niestety lokalne interesiki i niekompetencja niektórych członków kapitanatu doprowadziły do takiego a nie innego systemu rozgrywek. Na szczęście nie wszyscy członkowie naszego koła mają takie podejście jak ja do stojącej wody i tak nasze pozostało na wierzchu.

Mam jeszcze propozycję dla kapitanatu. Eliminacje do MP w spinningu można byłoby rozegrać na morzu - tam też łowi się na blachy i twistery a mistrz musi się wykazać wszechstronnością. Przy okazji wyeliminuje się wszystkich miej odpornych na chorobę morską.

Co do mojego wyniku nie potrafiłem na Grądach złowić żadnej ryby. Albo tak polosowałem albo zabrakło umiejętności. Faktem jest, że nie potrafię przypomnieć sobie zawodów na których byłem na zero. Może zawiniło moje nastawienie do tego łowiska, ale nie uległo ono zmianie a wręcz przeciwnie jeszcze raz się przekonałem, że mam rację.

Darek

Komentarze