Druga tura Spławikowych Mistrzostw Okręgu 2007

Na drugą turę Spławikowych Mistrzostw Okręgu Ciechanowskiego wyjechaliśmy w sobotę (26 maja) w trochę zmniejszonym składzie. Z wyjazdu zrezygnowali: Paweł Lisowski, Waldemar Ciok i Bartosz Kowalski. Natomiast Łukasz Wójtowicz zrezygnował ze swojego występu jako zawodnik a pojechał jako trener swojego młodszego brata Adriana - juniora.

Ruszyliśmy o godz. 7.30 i po ok. 150 km byliśmy w ośrodku Hartek nad jeziorem Hartowiec. Tutaj nocowaliśmy. Po zjedzeniu śniadanka (bardzo smaczne) i lekkim przepakowaniu ruszyliśmy na trening nad jezioro Grądy. W czasie gdy nosiliśmy nad wodę sprzęt pojawiło się coś na kształt burzy, zagrzmiało, błysnęło, spadło kilka kropel.

Myśleliśmy, że z treningu niewiele będzie ale wszystko rozeszło się w ciągu kilku minut. Każdy z nas miał inną zanętę. Jedynie Marek Szczesik nie miał. On miał sprawdzić czy zanęta tego, który będzie więcej łowić niż pozostali działa też w innym stanowisku. Wybraliśmy stanowiska w pewnej odległości od siebie ale nie za daleko, żeby jednak była konkurencja.

Zanim rozkręciliśmy się z łowieniem Marek nie wytrzymał i wziął od każdego z nas po garści zanęty i zrobił super mixa. Oczywiście okazało się, że to właśnie coś takiego pozwalało łowić ryby dość regularnie. Niezbyt duże ale cały czas. My mieliśmy i niezłe płotki i trafiały się blejaki ale tylko z początku. A on łowił cały czas plotki i krąpiki.

Systematycznie ryby łowił też Adrian z Łukaszem. I to niezłe leszczyki i płocie. Oni łowili na stanowiskach juniorów. Tu zawsze było lepiej. W sumie na oko mieli ok 3-4 kg. Nasze wyniki były gorsze (po ok 1 kg) ale optymizmem napawał fakt, że nie było uklei i można było myśleć o łowieniu średniej ryby. Do tej pory na zawodach jak podeszła ukleja to nie można było się przez nią przebić. A łowić systematycznie też się nie dawała. Ciężko było ją zwabić i utrzymać. A jak tylko przeszedł ktoś za plecami to można było zapomnieć o często godzinnym nęceniu jej.

Po tym jednorazowym treningu wiele nie dowiedzieliśmy się, ale byliśmy zadowoleni, że nie ma uklei a ryby lepiej, gorzej ale biorą. W niedzielę pobudka skoro świt: o godz. 4.30. Łazienka, śniadanko i jedziemy na miejsce zbiórki (o godz. 7.00 na łowisku), bo trzeba jeszcze namoczyć zanętę. Z wypakowaniem i zniesieniem sprzętu też się schodzi. Po odczytaniu listy z pierwszej tury okazuje się że nie ma aż 7 zawodników.

Trudno. Losujemy. Wszyscy nasi maję stanowiska niezbyt daleko. Trochę im zazdroszczę, bo ja mam nr 18 co daje do przejście ok. 200m. Robię dwa kursy obładowany do granic. Dla mojego kręgosłupa to katorga. Mamy 1.5 godz. na przygotowanie. Po swoistym spacerze farmera wyrabiam się na styk. Za to już nie zdążyłem posmarować się kremem z filtrem. Zrobiłem to po pół godzinie z nudów.
Okazało się, że wczoraj to wczoraj a dzisiaj ryba po prostu nie bierze. Jak zwykle. Po godzinie kombinowania tyczką mam dość. Próbuję piątką łowić pod nogami. Sąsiad coś w ten sposób trafił. Mam i ja. Mikro płotka, mikro krąpik. jeszcze mniejszy okonek, wzdręga. Na małym uklejowym gruncie mały okonek. W końcu jakimś cudem trafiam kilka uklei. Nawet udaje się je przytrzymać. Są spore i ciężkie od ikry więc nie jest źle. Zdążyłem to pomyśleć i miałem po uklejach.

Ścieżką zaraz za mną przeszła jedna osoba. Za jakiś czas ukleje jednak wróciły. I znowu ktoś przeszedł. Taka zabawa odbywała się 4-5 razy. Wkurzałem się, rozpraszało to, ale zaciąłem się i nic nie mówiłem. Najdłuższą przerwę miałem coś ok 15-20 min. Okazało się też, że chodziły na różnej głębokości i nie zawsze było widać, że są. W przerwach wracałem do tyczki, ale nic nie brało. mniej więcej w połowie zawodów miałem 2 brania i wyjąłem 2 płotki. Myślę jednak, że to przypadek, bo wzięły zupełnie nie tu gdzie nęciłem.
Dookoła mnie było podobnie. Na tyczkę praktycznie cisza. Z wiadomości docierających do mnie wiem, że tylko na ostatnim stanowisku ktoś łowi ryby non stop. Oczywiście ukleje. Później okazało się, że była też gromada niewymiarowej wzdręgi. Dlatego waga wskazała zaledwie 1900g. Był to Marek Skibniewski z Działdowa. On też wygrał tą turę.

Po ogłoszeniu końca zawodów jestem rozczarowany. Mam tylko kilka płotek, krąpików i trochę uklei. Rewelacji nie będzie. Sąsiad z mojej prawej strony złowił naprawdę mało. Chciał koniecznie łowić tyczką, więc efekt mizerny. Sąsiad z lewej (E. Bochenek) ma 1005g. Sporo łowił uklejówką. Mi wyszło 1145g, co niektórzy już mi gratulują 2 miejsca w turze i 1 w ogólnej klasyfikacji.

Ja nie bardzo w to wierzę. Do końca jeszcze kilku niezłych zawodników. Okazało się, że z gratulacjami nie mylili się.

Ogólna klasyfikacja

seniorzy:

I miejsce - Marcin Majewski
II miejsce - Marek Skibniewski
III miejsce - Marek Gątkowski

juniorzy:

I miejsce - Adrian Wójtowicz
II miejsce - Daniel Sadowski
III miejsce - Kamil Dąbrowski

Miejsca pozostałych naszych zawodników:

Andrzej Nowakowski - VI miejsce
Dariusz Kowalski - VII miejsce
Marek Szczesik - X miejsce.

Na koniec taka moja refleksja. Wszyscy chodzili daleko za zawodnikami. Nie wiem czy to moje wypisywanie czy wspaniała odmiana. Oby tak zawsze. Idzie ku lepszemu. Tylko 2 osoby regulamin miały gdzieś. Albo są niewyuczalne, albo nie rozumieją słowa pisanego. Były tylko 2, ale za to szwendały się dosyć systematycznie po stanowiskach.

A może nie wiedziały gdzie jest stanowisko zawodnika, bo wyznaczały je tylko 2 chorągiewki. Proponuję następnym razem wyznaczyć granice stanowiska taśmą. Nie będzie zgrzytów. Nie było też pijaństwa, krzyków i wrzasków.
Jeśli w końcu pozbędziemy się zawiści wobec siebie i czystej złośliwości, to mam nadzieję, że będzie normalnie. Trzeba tylko przestrzegać podstawowych punktów regulaminu, czasami umieć przyznać rację drugiej osobie. Umieć słuchać się na wzajem i rozmawiać ze sobą. Także pamiętać co się obiecuje, deklaruje i dotrzymywać tego. Pozdrawiam wszystkich sędziów, zawodników i kibiców.

Zapraszam na obszerną fotorelację z zawodów do Galerii.

tekst Marcin Majewski
zdjęcia Artur Pas

Komentarze